BŁOGOSŁAWIENI MĘCZENNICY

Błogosławiony ksiądz Marian Konopiński

(10 IX 1907 Kluczewo – 1 I 1943 Dachau)

Świat ujrzał w rodzinie Walentego i Weroniki Konopińskich. Ochrzczony został 15 września w kościele parafialnym w Ostrorogu. Naukę rozpoczął w niemieckiej szkole powszechnej w pobliskim Szczepankowie, a później we Wronkach. Następnie uczęszczał do Gimnazjum Humanistycznego im. Ks. Piotra Skargi w Szamotułach, a świadectwo dojrzałości, z wyróżnieniem, uzyskał w 10 czerwca 1927 r. W tym samym roku wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Zajęcia seminaryjne rozpoczął, wespół z całym rocznikiem, dopiero 1 lutego 1928 r. W świadectwie seminaryjnym napisano o nim, że był alumnem pilnym i wzorowym. Święcenia kapłańskie z rąk kardynał Augusta Hlonda przyjął 12 czerwca 1932 r. a Mszę Świętą prymicyjną odprawił 14 czerwca w kościele parafialnym w Żydowie. Na obrazku prymicyjnym umieściła dwa przesłania: Idźcie posłusznie drogą, którą Bóg prowadzi oraz Daj, o Boże, aby wszystkie dusze złączyły się w Prawdzie, a serca w Miłości. Z dniem 1 lipca tegoż roku został powołany na wikariusza do Ostrzeszowa. Od 1934 r. pełnił w tym mieście także funkcje prefekta w Państwowym Studium Nauczycielskim. Po dwóch latach wikariatu w Ostrzeszowie został mianowany wikariuszem przy kościele Bożego Ciała w Poznaniu. Otrzymał wówczas propozycję wyjazdu na zagraniczne studia z zakresu społecznej nauki Kościoła. Z uwagi na sytuację rodzinną pozostał w kraju i otrzymał zgodę na podjęcie studiów na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Poznańskiego. 1 czerwca 1938 r. metropolita poznański powołał go na stanowisko wikariusza w parafii p.w. Świętego Michała Archanioła w Poznaniu. Zamieszkał na drugim piętrze przykościelnego budynku. Na tej placówce dał się poznać jako wspaniały kaznodzieja. Służąc wspólnocie parafialnej bacznie obserwował wydarzenia jakie miały miejsce na świecie i w Polsce, w Berlinie i Warszawie. Także w Poznaniu – zwłaszcza w parafii na terenie której były koszary i stacjonowało wojsko. Miał świadomość powagi sytuacji politycznej Polski i grożącego jej niebezpieczeństwa wybuchu wojny. Toteż dobrowolnie, z własnej woli, 28 kwietnia 1939 r. udał się do poznańskich władz wojskowych i zaoferował, na wypadek wojny, posługę kapelana wojskowego. Oferta została przyjęta, a ksiądz Konopiński został awansowany na stopień kapitana rezerwy. Na wypełnienie oferty nie musiał długo czekać.

1 września 1939 r., uzyskawszy zgodę świętomichałowego proboszcza ks. Tadeusza Nowakowskiego, udał się do częściowo już wówczas zbombardowanych koszar 15 Pułku Ułanów Wielkopolskich (przy dzisiejszej ulicy Grunwaldzkiej) gdzie działająca tam komisja mobilizacyjna skierowała go do Dowództwa Wielkopolskiej Brygady Kawalerii w Biedrusku, które powierzyło mu funkcję kapelana w 15 Pułku Ułanów Wielkopolskich. 3 września wraz ze swoim pułkiem wyruszył na front. Przeszedł z nim cały jego szlak bojowy. Był obecny na polu walki podczas bitwy nad Bzurą i podczas obrony Warszawy. Nie opuścił swoich żołnierzy, znosząc ich trudy i dzieląc ich ciężki tragiczny los. Błogosławił walczących, chronił przed psychicznym załamaniem, pocieszał rannych, wspomagał lekarza pułku, udzielał rozgrzeszenia umierającym. Po kapitulacji stolicy, razem z żołnierzami, został internowany w Wilanowie. W kilka dni później dostał się do niemieckiego obozu jenieckiego Oflagu Xb nr 2 Nünberg w Dolnej Saksonii. Przebywając w tym obozie myślał o kontynuowaniu studiów i prosił rodzinę o przesłanie mu studenckiej legitymacji. Pragnął też podjąć obowiązki kapelana w tym jenieckim obozie.

W czerwcu 1940 roku ks. Konopiński został zwolniony z obozu jenieckiego, ale bardzo szybko aresztowany i osadzony w więzieniu w Hamburgu. W maju 1941 roku został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie otrzymał numer obozowy 26065. Silnie zbudowany i mocny psychicznie nie załamał się. Jednakże coraz bardziej odczuwał wielką różnice pomiędzy obozem jenieckim a obozem koncentracyjnym. Nie zdołała go wykończyć całodzienna praca przy śniegu w zimie 1941/42, ani praca na plantacjach i w firmie „Transport Baulager”. W każdej sytuacji był wobec współwięźniów uprzejmy i często im pomagał. Szczególnie przy noszeniu kotłów okazywał wiele serca starszym i słabszym, często ich wyręczając. Niestety, szczególnie późną jesienią 1942r., zaczął doświadczać ubytku sił. Pod koniec listopada został wraz z innymi polskimi kapłanami zabrany do rewiru, czyli szpitala obozowego. Więźniowie, a wśród nich ks. Konopiński, po przebadaniu zostali pod przymusem skierowani do stacji doświadczalnej jako osobniki przydatne do badań nad reakcją organizmu na wprowadzenie im drogą zastrzyku naturalnej flegmony, czyli ropowicy. Organizm księdza Konopińskiego przez kilka tygodni walczył, z zaistniałą infekcją. Cierpienie było ogromne a ofiarował je Bogu w intencji Kościoła i Ojczyzny. Miał świadomość, że jego dni są policzone. Dużo się modlił, razem ze współtowarzyszami medycznego eksperymentu. Zawsze powtarzał dzieje się wola Boga. Często wspominał matkę i rodzinę Był zjednoczony z Bogiem na modlitwie. Odmawiane głośno modlitwy, zwłaszcza różaniec, z biegiem czasu zamieniały się na pobożne ciche westchnienia ofiarowania cierpień Bogu. 27 grudnia wyspowiadał się u współwięźnia-kapłana oraz przyjął wiatyk i ostatnie namaszczenie. Sakralia pochodziły z kaplicy więźniów kapłanów niemieckich do której polscy księża-więźniowie nie mieli dostępu, a dostarczone zostały za pośrednictwem pisarza bloku obozowego. Ksiądz Marian Konopiński skonał 1 stycznia 1943 roku o godzinie 1. 30 w nocy. Ostatnie słowa księdza Mariana brzmiały: Do zobaczenia w górze. Jego ciało zostało spopielone 5 stycznia w miejscowym krematorium w Dachau. Beatyfikował Go Ojciec Święty Jan Paweł II w gronie 107 męczenników II wojny światowej 13 czerwca 1999 roku w Warszawie na Placu Zwycięstwa.

Dowodem pamięci o błogosławionym kapłanie-męczenniku są pamiątkowe tablice. Pierwszą umieszczono na zewnątrz przedsionka kościoła poświęconą ks. Marianowi Konopińskiemu oraz ks. Stefanowi Drygasowi, którzy za wiarę i ojczyznę oddali życie w obozach hitlerowskich. Drugą zainstalowano na przykościelnym budynku w którym zamieszkiwał przy ulicy Stolarskiej 7. Ufundowali ją w roku 2007 Mieszkańcy Osiedla Targowego. Umieszczony na niej napis głosi: Ks. Marian Konopiński – Kapelan 15 Pułku Ułanów Poznańskich w wojnie obronnej 1939 r… W kampanii wrześniowej … niósł pociechę duchową i z poświęceniem służył rannym…. Natomiast trzecia tablica odnosi się do 15 Pułku Ułanów i została umieszczona na wielkim bloku marmurowym ustawionym 27 grudnia roku 2009 na placu przykościelnym. Ale także na niej można odczytać – „Ku chwale Ojczyzny. …. Pamięci Ułanów Poznańskich i ich dowódców …. i bł. Ks. Mariana Konopińskiego”.

Błogosławiona Natalia Tułasiewicz

(9 IV 1906 Rzeszów – 31 III 1945 Ravensbrück)

Chrzest święty przyjęła w kościele farnym w Rzeszowie. Wzrastała w religijnej i patriotycznej rodzinie Adama i Natalii Aurelii Tułasiewiczów. Do szkoły powszechnej uczęszczała w Kętach Śląskich (1912-1914). Następnie podjęła naukę w Krakowie – najpierw w szkole prowadzonej przez Siostry Klaryski, a od 1917 roku w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim. Gdy w roku 1921 rodzina przeniosła się do Poznania Natalia kontynuowała naukę w Gimnazjum Sióstr Urszulanek (czarnych). Matka Dyrektorka mówiła o Natalii jako perle szkoły. Rodzina Tułasiewiczów zamieszkała początkowo w kamienicy przy ulicy Ogrodowej 9, a następnie przy ulicy Śniadeckich 30. Natalia była więc świadkiem przebudowy stolarni na kościół, który stawał się dla niej miejscem modlitwy. W roku 1926, po otrzymaniu świadectwa dojrzałości, Natalia rozpoczęła studia filologiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Poznańskiego. Studia uniwersyteckie zwieńczyła pracą dyplomową Mickiewicz a muzyka wykonaną pod kierunkiem profesora Romana Pollaka i uzyskała tytuł magistra filologii polskiej. Podczas studiów czynnie uczestniczyła w życiu akademickim – była bardzo zaangażowana w działalność Koła Polonistycznego, a przede wszystkim Sodalicji Mariańskiej. Była także członkiem Akcji Katolickiej powołanej do życia w roku 1929, właśnie w Poznaniu. Po ukończeniu studiów podjęła pracę w Prywatnej Szkole Powszechnej Koedukacyjnej pod wezwaniem świętego Kazimierza prowadzonej przez Panią Marię Rozumską, szkole znajdującej się przy ulicy Śniadeckich, w pobliżu kościoła pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła. Następnym miejscem zatrudnienia było Gimnazjum Sióstr Urszulanek, którego byłą absolwentką. Myślała poważenie o pracy naukowej i wiązała ją z osobą profesora Romana Pollaka. W tym też czasie kształtowała swoje życie intelektualne, duchowe i religijne. Już wówczas doszła do przekonania, że wszystko poza Bogiem ma wartość względną.

Po wybuchu wojny, razem z rodzicami i rodzeństwem, 10 listopada 1939 r. została wysiedlona do Ostrowca Świętokrzyskiego. W roku 1940 udało się Natalii wraz z rodziną zamieszkać w Krakowie. Tam mieszkając nauczała na tajnych kompletach, organizowała spotkania literackie i sodalicyjne. Dojrzewała duchowo, pogłębiała swą wiedzę teologiczną i poszukiwała swojej własnej drogi. W sposób świadomy zrezygnowała z założenia rodziny i wstąpienia do klasztoru.

W 1943 roku postanowiła dobrowolnie jako świecki apostoł wyjechać do Niemiec. Jej decyzja była odpowiedzią na akcję prowadzoną przez tajną organizację podziemną Zachód, powołaną przez Rząd Polski w Londynie, a raczej przez gałąź tej organizacji pod kryptonimem Kaplica, której przewodził Antoni Marylski. Działania te uzyskały akceptację księcia arcybiskupa Adama Sapiehy metropolity krakowskiego. Celem działalności tej organizacji było niesienie pomocy Polakom w przymusowych obozach pracy. Natalia Tułasiewicz została skierowana do Hanoweru, gdzie znalazła zatrudnienie w fabryce Günthera-Wagnera Pelikan. Równocześnie prowadziła działalność oświatowo-religijną. Natalia potrafiła mądrze i roztropnie wtopić się w społeczność pracownic. Była im powiernicą i przyjaciółką. Posługa religijno-kulturalno-społeczna wypełniała jej czas po ciężkiej pracy fizycznej. Spełniło się wówczas to o czym marzyła – modlitwę uczyniła życiem, a życie uczyniła modlitwą.

W kwietniu 1944 po wizycie kuriera organizacji Zachód i jego nieostrożnym zachowaniu gestapo aresztowało Natalię. Przetrzymywano ją w więzieniach Berlina i Kolonii, przesłuchiwano i torturowano. Nikogo nie zdradziła. Jesienią tego roku przewieziono ją do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie otrzymała numer 75188. Wycieńczona katorżniczą pracą, głodem i nawrotem gruźlicy trafiła do bloku chorych. W Wielki Piątek 1945 r. selekcja objęła fizycznie wyczerpaną Natalię. Zginęła zagazowana 31 marca, w przeddzień wkroczenia do obozu wojsk aliantów.

Całe jej dorosłe życie było wypełnione pracą nad sobą i własnym rozwojem duchowym, a przede wszystkim głębokim dążeniem do świętości.

Święty Jan Paweł II beatyfikował Natalię Tułasiewicz 13 czerwca 1999 r. w Warszawie wraz ze 107 innymi męczennikami.

Błogosławiona Natalia jest patronką naszego Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej.

Natalia Tułasiewicz to świecka świętość – radosna świętość tworzona w codzienności. Pracując zawodowo – nauczała i wychowywała. Przekazując młodzieży zasoby wiedzy, życiowe doświadczenia, równocześnie podawała wzorce zachowań i określony system wartości. Praca była dla niej radością, spełnianiem życiowej drogi. Wyrazem troski o zawodową przyszłość było uzyskanie uprawnień na nauczanie języka polskiego w szkołach średnich oraz planowana praca doktorska. Praca w szkole nie zwalniała jej z pracy domowej. Żyła w rodzinie i dla rodziny. Żyła sprawami rodziny. Była pomocą i wsparciem dla rodziców i rodzeństwa. Myślała o założeniu własnej rodziny. Narzeczeństwo traktowała bardzo poważnie, odpowiedzialnie. Wielka miłość skończyła się zerwaniem przez nią zaręczyn. Odkryła, że Bóg ma wobec niej inne plany.

Natalia nieustannie troszczyła się o swoją intelektualną formacje. Bardzo dużo czytała, nie tylko literatury pięknej. Kochała książki i muzykę, ceniła sobie malarstwo, uwielbia rzeźbę. Pisała wiersze, tłumaczyła niektóre utwory literackie na język polski. Uczęszczała na spektakle teatralne, chodziła na koncerty, wystawy, odczyty, spotkania, systematycznie słuchała radia. Prowadziła bogate życie towarzyskie. Posiadała bowiem liczne grono przyjaciół. Wiele podróżowała – po Polsce, ale również po Europie. Była człowiekiem rozmiłowanym w przyrodzie. Kochała świat, kochała człowieka w każdym dostrzegając dobro.

Była dzieckiem Kościoła. Żyła sprawami Kościoła i dla Kościoła. Była też dzieckiem kraju, któremu na imię Polska. Troszczyła się o jej przyszłość, interesowała się wszystkimi polskimi problemami, europejską polityką.

Zawsze, w każdym czasie, w każdym miejscu była człowiekiem pełnym zawierzenia Bogu. W tym zawierzeniu nie było żadnej hipokryzji, egzaltacji, działań na pokaz, lecz cicha, skromna, postawa radosnej codzienności. Dowodem stanu Jej ducha, przeżyć i podejmowanych decyzji pozostaje pisany przez nią Dzienniczek. W nim właśnie zostawiła swój duchowy wizerunek. Zrozumiałam, że moją misją jest być w świecie i w świecie realizować życie Chrystusowe tak, jak tego żąda ode mnie każda chwila. Chcę nieść Chrystusa, który obrał serce moje za mieszkanie dla Siebie, chcę Go nieść wszystkim ludziom napotkanym na ulicy, w tramwaju, w urzędzie, w sklepie, w restauracjach, kinach, teatrach, wszędzie!… Zawsze całkowicie poddana jestem woli Bożej, że z dziękczynieniem gotowa jestem przyjąć nie tylko najmniejszą radość, ale i chorobę i śmierć, choćby miała być najcięższa, może dlatego zawsze mam w duszy słonce i nigdy nie przestaję wielbić Boga za to, że tu mi kazał żyć dla swej chwały. Tą własną życiową filozofię Natalia zamknęła w zdaniu modlitwę czynić życiem, a życie modlitwą.

Otóż należę do tych, co chcą wysługiwać sobie świętość na ziemi codziennym wysiłkiem dnia. Nie oddzielam życia najbardziej szarego od ideałów, ku którym podążam. Wszystko, praca, rozrywka, sen, przyjemność, jedzenie, wszystko bez wyjątku wciągam w mój program doskonalenia się… Jedna jest tylko strata, której nie może zrównoważyć żadne dobro. To Bóg. Kto Go traci, traci wszystko, choćby posiadał rzekomo wszystko… Chciałabym uwielbiać Boga tym, co żyje we mnie pieśnią, uniesieniem, na które nie ma nazwy. … Bożą chciałabym być pieśniarką, aby wszystko, cokolwiek napiszę i stworzę od wnętrza płonęło Bogiem, tak jak fala morza słońcem się złoci, choć tylko odbija słońce, nie jest sama słońcem.

Natalia uprawiała świecką, nie klasztorną, świętość. Zapisała w Dzienniczku – klasztor nie może być ucieczką przed sobą i ludźmi. Musi być potwierdzeniem misji życia. Natalia kreowała własny ideał świętości. – Życie jest piękne. Kocham ziemię, ale dlatego się tej miłości nie wstydzę, że poprzez ziemię ukochałam niebo. W innym miejscu w Dzienniczka z rozbrajającą szczerością wyznała: Nie wyrzekam się turystyki, teatru, kina, książek, studiów ustawicznych, dyskusji, koncertów, wystaw, obrazów, podróży. Tylko tam, gdzie by tego wymagała doraźna czynna miłość bliźniego, tylko tam ograniczam moje radości … Dobry chrześcijanin ma nie tylko obowiązek cierpieć …, ale ma także obowiązek przykładnie się radować, w takim właśnie zakresie radości, jaki Bóg dla niego przewidział. Ta specyficzna droga radosnej świętości okazała się zbieżna z drogą po latach wyznaczoną przez Sobór Watykański II. Soborowy Kościół stwierdzał, że powołaniem ludzi świeckich jest uświęcanie świata, uświęcanie od wewnątrz jego struktur. Natalia jest samodzielna w myśleniu i w dążeniu do chrześcijańskiej doskonałości. Trawi mnie w życiu głód podwojony. Głód świętości i głód piękna. W istocie jest to jedno i to samo… Marzę o tym, by ludzkość stworzyła nareszcie dobę chrześcijańskiego renesansu… świętość o cechach renesansowych, oto co mnie absorbuje wewnętrznie.

Siłę do realizacji takiej drogi świętości Natalia czerpała z modlitwy – z modlitwy uwielbienia, z modlitwy ukojenia, z kontemplacji. Mając zaś świadomość bliskości Boga człowiek pragnie na Niego patrzeć po to, by bardziej Go miłować. Zewnętrznym wyrazem takiego stanu jest radość. Radość w codzienności.